Jasne, ze jestes dla niego ta jedyna. Rodzina przejrzala na oczy i moze zerwala kontakty. Musisz byc ostrozna. Nie wiem, czy to jest material na meza, czy glowe rodziny. Moze tak, moze nie. Musisz obserwowac. Nie zachlystuj sie pieknymi listami. On tam ma nude, wiec wiadomo-czasu ma dosyc, by klecic milosne lisciki.
Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź 1 2015-04-10 20:41:48 Czarodziej102 Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-04-10 Posty: 6 Temat: Ta jedyna Hej. Spotykałem się przez miesiąc z dziewczyną poznaną przez znajomych (od początku się sobie podobaliśmy, tzn. ja na nią nie zwracałem uwagi, ale ona ciągle mi dawała sygnały, gdy się przebudziłem w końcu zaprosiłem ją na tańce), było bardzo fajnie, teraz już wiem, że jej zainteresowanie było ogromne, bardzo chciała, żeby coś wyszło, ale niestety ze względu na małe doświadczenie z kobietami, nie miałem odwagi jej pocałować przez 8 spotkań, zrobiłem to dopiero na 9 i to po tym jak wyznałem jej miłość powiedziała mi, że musi być ta iskra i że miłość nie wybiera, mimo to się całowaliśmy jeszcze kilka razy. potem było jeszcze jedno spotkanie 3 dni później, gdzie za radami kolegów, byłem zbyt już seksualny, nie sobą, próbowałem ja całować i nie odwzajemniała. Wiem, że to dlatego też, że miała mnie w garści, nie byłem już dla niej tak atrakcyjny jak wcześniej. Potem jeszcze jedno wymuszone przeze mnie spotkanie, na koniec dałem jej róże i odwzajemniony pocałunek na pożegnanie. Następnie aż miesiąc bez spotkania, jedynie smsy i telefony, w których byłem nachalny i ją od siebie odepchnąłem. Na koniec wmieszała się w to jej koleżanka i przez facebooka, się dowiedziałem z drugiej ręki że "jestem fajnym kolegą, z którą miło spędza czas, ale chce żeby tak pozostało". Spotkaliśmy się jeszcze raz, była całkowicie na luzie, nawet się przytulała, ale widać nie było w niej żadnej emocji wobec mnie. Rozmawiałem ją, wyjaśniałem mój brak działania, trochę to na nią podziałało, ale nie odwzajemniła pocałunku. Powiedziała, że możemy się tylko kolegować, odrzuciłem to, mówiąc, że między nami będzie to tylko udawana przyjaźń. Usłyszałem od niej słowa, że kiedyś znajdzie tego swojego jedynego, że założy okazywałem jej uczucia, co prawda wiem, że widziała, że mi diabelnie na niej zależy. Postanowiłem zerwać z mojej strony póki co kontakt, bo teraz i tak nic nie mam robić, jak mam walczyć? Próbując teraz, co raz bardziej będę ją od siebie odpychał i tak jest na tą chwilę na "nie"...Takie coś się czuje, wiem że to jest kobieta dla mnie, wiem też że ona myślała podobnie na mój temat (od jej koleżanki), na początku gdy się spotykaliśmy, ale moje emocje w niej opadły do 0. Jak walczyć o miłość swojego życia? Jak postępować? Miałem pomysł, żeby wrócić do jej tematu za pół roku, trochę zmienić swoje życie w tym czasie. Ale wiem, że jej początkowe silne zainteresowanie, się wypaliło do końca, nie ma już nic z tego i sama mi to powiedziała. 2 Odpowiedź przez Anielaaa 2015-04-10 21:29:37 Anielaaa Zaglądam tu coraz częściej Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-04-10 Posty: 16 Odp: Ta jedyna Czarodziej102 napisał/a:Hej. Spotykałem się przez miesiąc z dziewczyną poznaną przez znajomych (od początku się sobie podobaliśmy, tzn. ja na nią nie zwracałem uwagi, ale ona ciągle mi dawała sygnały, gdy się przebudziłem w końcu zaprosiłem ją na tańce), było bardzo fajnie, teraz już wiem, że jej zainteresowanie było ogromne, bardzo chciała, żeby coś wyszło, ale niestety ze względu na małe doświadczenie z kobietami, nie miałem odwagi jej pocałować przez 8 spotkań, zrobiłem to dopiero na 9 i to po tym jak wyznałem jej miłość powiedziała mi, że musi być ta iskra i że miłość nie wybiera, mimo to się całowaliśmy jeszcze kilka razy. potem było jeszcze jedno spotkanie 3 dni później, gdzie za radami kolegów, byłem zbyt już seksualny, nie sobą, próbowałem ja całować i nie odwzajemniała. Wiem, że to dlatego też, że miała mnie w garści, nie byłem już dla niej tak atrakcyjny jak wcześniej. Potem jeszcze jedno wymuszone przeze mnie spotkanie, na koniec dałem jej róże i odwzajemniony pocałunek na pożegnanie. Następnie aż miesiąc bez spotkania, jedynie smsy i telefony, w których byłem nachalny i ją od siebie odepchnąłem. Na koniec wmieszała się w to jej koleżanka i przez facebooka, się dowiedziałem z drugiej ręki że "jestem fajnym kolegą, z którą miło spędza czas, ale chce żeby tak pozostało". Spotkaliśmy się jeszcze raz, była całkowicie na luzie, nawet się przytulała, ale widać nie było w niej żadnej emocji wobec mnie. Rozmawiałem ją, wyjaśniałem mój brak działania, trochę to na nią podziałało, ale nie odwzajemniła pocałunku. Powiedziała, że możemy się tylko kolegować, odrzuciłem to, mówiąc, że między nami będzie to tylko udawana przyjaźń. Usłyszałem od niej słowa, że kiedyś znajdzie tego swojego jedynego, że założy okazywałem jej uczucia, co prawda wiem, że widziała, że mi diabelnie na niej zależy. Postanowiłem zerwać z mojej strony póki co kontakt, bo teraz i tak nic nie mam robić, jak mam walczyć? Próbując teraz, co raz bardziej będę ją od siebie odpychał i tak jest na tą chwilę na "nie"...Takie coś się czuje, wiem że to jest kobieta dla mnie, wiem też że ona myślała podobnie na mój temat (od jej koleżanki), na początku gdy się spotykaliśmy, ale moje emocje w niej opadły do 0. Jak walczyć o miłość swojego życia? Jak postępować? Miałem pomysł, żeby wrócić do jej tematu za pół roku, trochę zmienić swoje życie w tym czasie. Ale wiem, że jej początkowe silne zainteresowanie, się wypaliło do końca, nie ma już nic z tego i sama mi to zdaniem mozesz jedynie byc jej przyjacielem i byc moze kiedys pojawia sie jakies uczucia. Jesli zrezygnujesz z kontaktu to calkowicie ja stracisz. 3 Odpowiedź przez Czarodziej102 2015-04-12 00:47:51 Czarodziej102 Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-04-10 Posty: 6 Odp: Ta jedynaA jeśli bym zerwał kontakt i wznowił go po naprawdę długim czasie? być może zapomni nieco moich błędów i znów zobaczy we mnie mężczyznę jakiego widziała wcześniej?Jestem dla niej mega atrakcyjny fizycznie, wiem o tym doskonale, problem polegał na tym, że nie prowadziłem jej, oddałem jej całkowicie panowanie nad sobą i to mnie zgubiło. 4 Odpowiedź przez Nektarynka53 2015-04-12 02:22:20 Ostatnio edytowany przez Nektarynka53 (2015-04-12 02:27:48) Nektarynka53 Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2014-08-24 Posty: 2,165 Odp: Ta jedynaOwszem może spojrzy obiektywnie na Wasz związek, jednak tutaj wystąpił o wiele głębszy problem. Gdyby zauroczenie przerodziło się w prawdziwą miłość to zapewne związek nie uległby rozpadowi. Twoja atrakcyjność fizyczna niezbyt w tym wypadku pomoże, albowiem najwyżej może wzbudzić pożądanie, nic ponad to. Długa rozłąka może doprowadzić do sytuacji, że w ogóle o Tobie zapomni (Jej uczucia wypalą się do końca) i zacznie szukać szczęścia gdzie prawdziwej miłości wręcz oddanie jest dowodem na istnienie tego głębszego uczucia . Zapewne dlatego Ty tak szybko oznajmiłeś tą deklarację, Ona była najwyżej zauroczona Twoją fizycznością, a później nic głębszego z tego nie wyszło. Niestety musisz się z tym pogodzić. Nie wiem jak dla Ciebie ważna jest atrakcyjność partnera, ale zapewniam dla większości kobiet rzadko polega ona tylko na fizyczności. O wiele ważniejsze są cechy charakteru, zasady moralne itp., które niestety POZNAJE SIĘ po pewnym czasie znajomości .Podsumowując gdybyś "prowadził Ją" (nie do końca wiem o co chodzi, dziewczyna nie potrafiła sama o Sobie decydować i/lub musiałbyś mieć "dowodzenie" w związku, aby był udanym?), "nie podawał się na tacy", był strasznie atrakcyjny fizycznie to bez MIŁOŚCI i tak by z Tobą nie została, bo pożądanie lub ślepe zauroczenie partnerem kiedyś mija/nie trwa wiecznie - co w sumie Sama Ci przyznała ...Próbować walczyć o związek jak najbardziej możesz, ale ustal granice, bo nie możesz kierować się własnym egoizmem dla utrzymania tego związku. Jeśli Ona naprawdę już nic nie czuje to Twoje starania tego nie zmienią. 5 Odpowiedź przez inspiracja2428 2015-04-13 16:24:04 inspiracja2428 Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-04-13 Posty: 2 Odp: Ta jedynaNie chcę być brutalna, ale to nie była i nie jest miłość Twojego życia. Jak wchodzą uczucia w grę to często tak się wydaje. Miałam tak wiele razy, że chłopak był zainteresowany mną ja nim nie a po jakimś czasie jak ja odwzajemniłam te uczucia to nagle on mnie już nie chciał. I uwierz mi to nic. Tak się w życiu dzieje, że po prostu do siebie nie pasują dwie osoby. I chociaż na głowie byś stawał nic z tego nie będzie. Nie obmyślaj misternych planów, po prostu niech będzie co ma być. Jeśli do siebie pasujecie to wam wyjdzie a jak nie to nie. 6 Odpowiedź przez Czarodziej102 2015-04-13 17:30:00 Ostatnio edytowany przez Czarodziej102 (2015-04-13 17:40:11) Czarodziej102 Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-04-10 Posty: 6 Odp: Ta jedyna Widzisz to jest wszystko dosyć dziwne. Wiem, że popsułem wszystko, przez moje małe doświadczenie i czajenie się z wykonaniem jakiegoś ruchu w stronę intymności, ona tego chciała i oczekiwała ode mnie. Uznała mnie za tchórza albo niedojdę, a mimo to gdy w końcu się odważyłem i to bo wyznaniu jej że się zakochałem (sic!), to była szczęśliwa jak dziecko, wiem że potem to przemyślała i nie stałem się dla niej żadnym "wyzwaniem" itd, a wiem że wcześniej byłem, bo długo ją olewałem, ona chodziła za mną, dopytywała się na imprezach we wspólnym gronie pytania typu "może chcesz gryza mojej pizzy", "przynieść Ci piwo?", wielokrotnie wpatrywała się we mnie. Teraz ona mnie olała i rzuciła mi tekstem "miłość nie wybiera", a potem z kolei stałem się wobec niej nachalny i ją odepchnąłem od siebie dosyć mocno. Mimo to zaprosiła mnie na konkurs tańca w ostatni czwartek i tutaj znowu się nie popisałem, mimo to na pożegnanie dostałem całusy w policzek i układała mi włosy w samochodzie... Wiesz to jest dziwne i sama mi to mówiła, po tym jak nasze relacje stały się bardziej koleżeńskie (nie do końca bo świadomie nie pozwalałem na to) na ostatnim spotkaniu, że w moim towarzystwie strasznie szybko jej mija czas, tak zawsze ma w dobrym towarzystwie. I jakieś takie sygnały, opowiedziałem jej że zająłem drugie miejsce na turnieju i rzuciła mi się na szyje "o super! dlaczego się nie chwalisz?!" W samochodzie trzymała mnie mocno za rękę, ale nie dała się całować, nie odwzajemniała i mówiła "jak będę chciała to Ciebie sama pocałuje", oczywiście to ściema jest. Niestety wypiłem wczesniej i kilka razy na siłę chciałem ją całować... reakcja normalnej dziewczyny? dostałbym w pysk z plaskacza Ona tylko się mi też, że jest coś że się przyciągamy i ona to czuje, ogólnie ona jest zafascynowana teoriami na temat "prawa przyciągania" itd. Mówi, że to że się poznaliśmy to zadziałało prawo przyciągania. To wszystko usłyszałem na ostatnim naszym stop mieszane sygnały, mówi jedno, robi drugie, wącha moja szyje i moje perfumy, mówi "bardzo męski zapach podoba mi się", wtula się plecami w moją klatkę, zbliża się całym ciałem na odległość 5-10 cm gdy ze mnaą rozmawia. Dodatkowo powiedziała, że ze mną zawsze czuje się dobrze i tak jakoś bezpiecznie. Tak ja wiem, że to tylko sygnały, mogę je zbyt mocno interpretować. Zdaję sobie sprawę, że być może szukam wszystkiego na siłę, ale ona nie zachowuje się wobec żadnego kolegi tak jak wobec mnie, a wiem to, bo widywaliśmy się wcześniej w grupie znajomych zanim zaczęliśmy się mi że musi być uczucie. A gdy jej powiedziałem, że nie możemy się przyjaźnić bo to bez sensu, będzie to udawana przyjaźń. To w sumie przynała mi rację, ale nie dokonała jednoznaczego wyboru, nie wiem o co świadom tego, że nie należę do nieatrakcyjnych ludzi, często się spotykam z zainteresowaniem dziewczyn, w wyniku wykonywanej pracy, jestem też mocno wygadany. Przy niej mój czar pryska A to, że nie spotykam się z dziewczynami, nie podrywam, to mój uraz jeszcze ze studiów, gdzie się sparzyłem 2-krotnie pod rząd na naprawdę niezłych to jakoś się czuje przez skóre, że jeszcze kiedyś się z nią spotkam i to nie jest dziwne uczucie, bo sam po prostu ostatnio byłem na nią zły i że jeśli mnie nie chce to niech spada, znajdę lepszą, ale jakoś przebywając razem z nią, coś się zmienia, widzę to samo u niej. Jak mam to wytłumaczyć? Wiem, że nie tak wygląda prawdziwa i szczera miłość, ale nie zawsze wszystko wychodzi za pierwszym razem prawda? 7 Odpowiedź przez Nektarynka53 2015-04-13 22:28:57 Nektarynka53 Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2014-08-24 Posty: 2,165 Odp: Ta jedyna Czarodziej102 napisał/a:Widzisz to jest wszystko dosyć dziwne. Wiem, że popsułem wszystko, przez moje małe doświadczenie i czajenie się z wykonaniem jakiegoś ruchu w stronę intymności, ona tego chciała i oczekiwała ode mnie. Uznała mnie za tchórza albo niedojdę, a mimo to gdy w końcu się odważyłem i to bo wyznaniu jej że się zakochałem (sic!), to była szczęśliwa jak dziecko, wiem że potem to przemyślała i nie stałem się dla niej żadnym "wyzwaniem" itd, a wiem że wcześniej byłem, bo długo ją olewałem, ona chodziła za mną, dopytywała się na imprezach we wspólnym gronie pytania typu "może chcesz gryza mojej pizzy", "przynieść Ci piwo?", wielokrotnie wpatrywała się we mnie. Teraz ona mnie olała i rzuciła mi tekstem "miłość nie wybiera", a potem z kolei stałem się wobec niej nachalny i ją odepchnąłem od siebie dosyć mocno. Mimo to zaprosiła mnie na konkurs tańca w ostatni czwartek i tutaj znowu się nie popisałem, mimo to na pożegnanie dostałem całusy w policzek i układała mi włosy w samochodzie...Piszesz to jakbyś to wiedział na 100%. Przy zerwaniu wszystko Ci to powiedziała, czy kolejny słuchający "mądrzejszych" kolegów? KAŻDY na początku nie był alfą i omegą w prawach związkowych . Jeśli to co piszesz jest prawdą (i masz na to dowody) to nie masz za kim płakać, bo szukała wykreowanych przez kulturę zachowań odzwierciedlających cechy "samca".Jednak jeśli są to tylko Twoje domysły oraz teraz odczytujesz Jej zachowania w ten sposób to niestety musisz zdawać Sobie sprawę, że mogą być inne powody Waszego rozstania - brak rozwoju uczuć. Z zauroczenia/pożądania nie powstała miłość. Byłeś dla Niej bardzo pociągający, ale na partnera na całe życie się nie nadawałeś - wiem coś o tym. Sam wygląd i pożądanie to o wiele za mało, aby ryzykować resztę życia z kimś takim .Czarodziej102 napisał/a:Wiesz to jest dziwne i sama mi to mówiła, po tym jak nasze relacje stały się bardziej koleżeńskie (nie do końca bo świadomie nie pozwalałem na to) na ostatnim spotkaniu, że w moim towarzystwie strasznie szybko jej mija czas, tak zawsze ma w dobrym towarzystwie. I jakieś takie sygnały, opowiedziałem jej że zająłem drugie miejsce na turnieju i rzuciła mi się na szyje "o super! dlaczego się nie chwalisz?!" W samochodzie trzymała mnie mocno za rękę, ale nie dała się całować, nie odwzajemniała i mówiła "jak będę chciała to Ciebie sama pocałuje", oczywiście to ściema jest. Niestety wypiłem wczesniej i kilka razy na siłę chciałem ją całować... reakcja normalnej dziewczyny? dostałbym w pysk z plaskacza Ona tylko się mi też, że jest coś że się przyciągamy i ona to czuje, ogólnie ona jest zafascynowana teoriami na temat "prawa przyciągania" itd. Mówi, że to że się poznaliśmy to zadziałało prawo przyciągania. To wszystko usłyszałem na ostatnim naszym stop mieszane sygnały, mówi jedno, robi drugie, wącha moja szyje i moje perfumy, mówi "bardzo męski zapach podoba mi się", wtula się plecami w moją klatkę, zbliża się całym ciałem na odległość 5-10 cm gdy ze mnaą rozmawia. Dodatkowo powiedziała, że ze mną zawsze czuje się dobrze i tak jakoś bezpiecznie. Tak ja wiem, że to tylko sygnały, mogę je zbyt mocno interpretować. Zdaję sobie sprawę, że być może szukam wszystkiego na siłę, ale ona nie zachowuje się wobec żadnego kolegi tak jak wobec mnie, a wiem to, bo widywaliśmy się wcześniej w grupie znajomych zanim zaczęliśmy się zbieżne sygnały. Dlaczego niektórzy mężczyźni nie potrafią (nie chcą) zrozumieć, że kobieta (podobnie jak mężczyzna) też może czuć TYLKO pożądanie względem partnera i miłość wcale nie musi wystąpić? Zdecydowanie to wystąpiło między Wami - przyciąga Was fizyczność, jednak w Niej tyle głębszego uczucia ile kot napłakał. Nie powstało głębsze uczucie .Czarodziej102 napisał/a: Wiem, że nie tak wygląda prawdziwa i szczera miłość, ale nie zawsze wszystko wychodzi za pierwszym razem prawda?Czekaj niby wcześniej sparzyłeś się to SKĄD wiesz jak wygląda prawdziwa i szczera miłość - wyobrażenia, a realia to dwie różne sprawy. Idealizujesz Ją i bardziej to związek jak w zauroczeniu, nie miłości. A ja będąc już całkiem długo z mężem doskonale wiem co potrafi wzbudzić w człowieku mocne zauroczenie, a co miłość. Ty nie odróżniasz tych dwóch uczuć - to widzę od razu. 8 Odpowiedź przez Czarodziej102 2015-04-13 23:01:18 Ostatnio edytowany przez Czarodziej102 (2015-04-13 23:06:44) Czarodziej102 Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-04-10 Posty: 6 Odp: Ta jedyna Nektarynka53 "Byłeś dla Niej bardzo pociągający, ale na partnera na całe życie się nie nadawałeś - wiem coś o tym. Sam wygląd i pożądanie to o wiele za mało, aby ryzykować resztę życia z kimś takim ."Potrafisz dowalić Wiesz znam swoją wartość, cały czas rozwijam w sobie pewne cechy, staram się być lepszy z dnia na dzień i wiesz co? Widzę, że mi to wychodzi. Powiem Ci tylko tyle, że nie wiem skąd kobieta ma wiedzieć, czy nadaje się na partnera na całe życie, skoro spotkała się ze mną 10 razy w ciągu miesiąca? Myślę, że jednak trzeba dać trochę czasu, aby poznać charakter człowieka jak i jego zachowania w odpowiednich sytuacjach. Samo spędzanie miło czasu na rozrywkach to nie wszystko prawda? Po za tym wy kobiet szybko kwalifikujecie mężczyzn - nadaje się na partnera / nie nadaje... heh szczerze? Skąd mam wiedzieć czy ona nadaje się dla mnie? Na partnerkę życiową? Proste odwrócenie ról. Chciałbym właśnie to sprawdzić. Nie podchodzę do tego w ten sposób, żeby wiązać się z kimś już z zamiarem przeżycia z druga osobą całego dzisiejszym świecie, kobiety zwłaszcza te atrakcyjne, zbyt wysoko noszą nosek, szukając przystojnego/bogatego/ze wspaniałym charakterem/twardego/księcia z bajki najlepiej na białym rumaku. Tylko potem tak jak w przypadku tej mojej wybranki. Słyszę od niej słowa, że pewnie zostanie starą panną, a może czasem warto dać szansę facetowi, któremu naprawdę zależy na czymś więcej, niż tylko seksie i miło spędzonym czasie? Nektarynka53 "Zdecydowanie to wystąpiło między Wami - przyciąga Was fizyczność, jednak w Niej tyle głębszego uczucia ile kot napłakał. Nie powstało głębsze uczucie hmm."Od czego ma powstać głębsze uczucie? Jak nie od fizyczności, wspólnego porozumienia, wspólnych pasji i łączących nas tematów, a tego jest wiele. Po za tym to nie był żaden związek, parę pocałunków, dużo przytulania i aktywnego spędzania czasu. Przyznam, że gdybym miał to wszystko zrobić jeszcze raz, to mając te doświadczenie które zdobyłem, z pewnością byłbym teraz szczęśliwym człowiekiem. Jestem zdania że uczucie się buduje, nie zapominaj, że jesteśmy mimo wszystko podobni do innych zwierząt, jednie jest to u nas dużo bardziej "Czekaj niby wcześniej sparzyłeś się to SKĄD wiesz jak wygląda prawdziwa i szczera miłość - wyobrażenia, a realia to dwie różne sprawy. Idealizujesz Ją i bardziej to związek jak w zauroczeniu, nie miłości. A ja będąc już całkiem długo z mężem doskonale wiem co potrafi wzbudzić w człowieku mocne zauroczenie, a co miłość. Ty nie odróżniasz tych dwóch uczuć - to widzę od razu."Masz rację, nigdy nie byłem naprawdę zakochany w kobiecie, ani nie zaznałem miłości, owszem przelotne znajomości i takie chwilowe zauroczenia bywały. Czy ją idealizuje? Pewnie tak, jedyne co wiem, to nigdy wcześniej nie poznałem dziewczyny, która by wywarła na mnie takie wrażenie i z którą bym miał tak świetny kontakt, zdarzyło mi się to pierwszy raz w życiu, żebym rozumiał się momentami z drugą osobą dosłownie bez użycia słów. Nie jestem samotnikiem, lubię spędzać czas wśród ludzi, trochę już ich w życiu poznałem, także mam pewne odniesienie. Nie wiem, co ja czuję, miłość/zauroczenie/pożądanie ? Nie mam pojęcia, czuję to 1 raz w życiu, a podkochiwałem się już kilka razy w różnych dziewczynach. Podobno miłość buduje się powoli i nie uderza od razu, skoro masz w tym doświadczenie, co powiesz mi na ten temat? 9 Odpowiedź przez nowy12345 2015-04-14 21:41:11 Ostatnio edytowany przez nowy12345 (2015-04-14 22:04:30) nowy12345 Powoli się zadomawiam Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-03-13 Posty: 54 Odp: Ta jedyna @Czarodziej102 z racji, ze przerabiam bardzo podobna sytuacje do Twojej, doswiadczenia i spstrzezenia w zyciu podobne i wydaje mi sie, ze jestesmy podobni charakterem napisze Ci swoj punkt byc albo realista i zobaczyc to takie jakie jest, albo niepoprwanym marzycielem i wierzyc... Jezeli wejdziesz we friendzone z osoba do ktorej cos czujesz i ta osoba wie o tym, ale stwierdza, ze nic z tego to:- sam sobie robisz krzywde- bardzo duzo w to wkladasz, a nie wyjmujesz praktycznie nic- widzisz i musisz tolerowac np. to ze ta osoba spotyka sie z innymi, nic nie mozesz od Niej oczekiwac i nic nie mozesz jej zarzucic, bo przeciez jestescie tylko sam sobie "blokade" na kogos innegoA prawda dzisiaj jest taka, ze facet mily uprzejmy, uczuciowy i wrazliwy ma po prostu przej.... I chociaz kobiety twierdza, ze jest inaczej to wiekszosc z takim facetem nie chce byc. Jesli wyznasz jej czarno na bialym, ze Ci zalezy, ze cos czujesz Ona odchodzi/wycofuje sie i szuka dalej. Jesli Ona nie odwzajemnia to nie ma znaczenia czy to bedzie 5 spotkan, czy 20, jesli powiedziala, ze nie to tak jest. Przymusic sie nikogo nie da, wiec albo sie dostosujesz i bedziesz tym "udawanym" kolega zwyczajnie cierpiac, albo po prostu odejdziesz i dasz jej szanse na zrobienie cos z tym. Jesli nic nie zrobi... no coz. Nie udawaj kolegi jesli cos czujesz i nie probouj zrozumiec, dlaeczego Ona sie wycofala, jesli wie, ze kochasz, daj jej czas na to i olej. Nie podawaj sie na "tacy" caly czas i przypominaj, ze jestes. Dla dziewczyny to moze byc wygodne, ze ma takiego "zakochanego" kumpla pod reka, ale jak trafi sie tylko inna opcja to pojdzie za nim a Ty zostaniesz sam, bez prawa do czegokolwiek, no bo przeciez jestescie tylko "kolegami"..Daj jej szanse niech wyznaczy kierunek, jesli wie o uczuciu to musi wybrac. Dajac jej siebie pod reka i godzac sie na to, ze spotyka sie z innymi robisz w jej kierunku uklon na zasadzie "zjesc ciastko i miec ciastko" Fakt jest taki - Ona w Twoich oczach kolezanka juz nie bedzie..I dodam od siebie, ze tez poczulem do kogos cos takiego, tez pierwszy raz, tez nie wiem co to jest i tez miewam bardzo mocne przeczucia, ze to ta jedyna i w momentach kiedy juz jest prawie dobrze, logika poprawnie funkcjonuje to dopada taki glos ze srodka, ze to nie tak, ze trzeba sie starac, probowac, nie odpuszczac, ze to ma sens. 10 Odpowiedź przez Czarodziej102 2015-04-14 23:32:24 Czarodziej102 Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-04-10 Posty: 6 Odp: Ta jedyna Hej nowy12345. Przeczytałem twój wątek na forum i muszę Ci powiedzieć, że sytuacja "ja chcę coś od niej, ona ode mnie nic" jest rzeczywiście w tej chwili chyba u Ciebie od początku dziewczyna widziała w tobie tylko kolegę prawda? W moim przypadku, poznaliśmy się i spotykaliśmy w jednym celu, aby zostać potencjalnie parą. Niestety zawaliłem sprawę koncertowo, dostając od niej wiele szans. Jestem słaby w podrywie i to u mnie wyszło. Po za tym sam od niej usłyszałem, że miała ochotę żebym ją pocałował dużo wcześniej, zanim to zrobiłem po wyznaniu miłości. Się bałem tego, a nie było czego, ona na to czekała! Jak sobie przypomnę nasze spotkania, to im dalej w las, tym widziałem jak w dziewczynie powoli opadały emocje, tzn. zawsze było tak: początek spotkania lekki entuzjazm, później ona się szybko nakręcała na moją osobę, tuliła się do mnie, dawała dużo mocnych sygnałów, a ja co? A ja nic. Koniec spotkania i na pożegnanie zawsze u niej moment zawachania, myslała że ją może pocałuje, a ja tylko przytulałem. W końcu bodajże po 6 spotkaniu, się odważyłem i co? Wykonałem niepełny ruch do pocałunku, licząc że ona skończy te pare centymetrow (najwieksza głupota jaką wyczytałem w internecie i usłyszałem poradę), powiedziała "pocałunek... nie jestem jeszcze gotowa", gdybym poszedł do końca, w życiu by mnie nie było na tym forum, mam tego pełną świadomość. To nie jest tak, że jestem mega miłym, uczynnym i dobrym gościem. Mam swoje zasady i ona o tym wie, dałem jej się owinąć wokół palca, ma mnie na tacy, może zrobić ze mną co tylko chce. Sam jestem sobie winien. Koleżeństwo odrzuciłem, bo sam jej powiedziałem, że to będzie tylko udawane i to nie ma sensu. Jej reakcja jest taka, że sama ostatnio mi coś tam pisała na dwie opcje: wycofać się i zobaczyć co się stanie. Druga opcja, spotkać się z nią kilka razy i spróbować odbudować swój wizerunek, nie tylko pokazać że mi zależy ale też ją z powrotem zaciekawić swoją się zastanawiam, ponieważ dziewczyna jest atrakcyjna, ale to nie jest typ kobiety w szpilkach i sukience. To wręcz dziecinna idealistka. Bardzo trudno do niej dotrzeć, nie dopuszcza blisko do siebie mężczyzn, szybko ich stopując. Mnie nawet po tym wszystkim, dopuszcza blisko, bo jeszcze w ten czwartek, spotkałem się z nią i będąc dla niej dosyć oschły i zimny, ona się do mnie przytulała, wąchała moje perfumy, obejmowała mnie. Ma świadomość tego że jej kolegą nie będę, ktoś mi powiedział, że może szykuje mnie na jakiegoś kochanka, bo działa u niej fizyczne pożądanie, a może trzyma jako jakąś opcję?Tak więc, nasza sytuacja na pozór podobna, a jednak u mnie jest nieco inaczej, nigdy nie byłem jej kolegą i nigdy nie będę. 11 Odpowiedź przez nowy12345 2015-04-15 09:36:59 Ostatnio edytowany przez nowy12345 (2015-04-15 10:04:52) nowy12345 Powoli się zadomawiam Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-03-13 Posty: 54 Odp: Ta jedyna "Ale chyba u Ciebie od początku dziewczyna widziała w tobie tylko kolegę prawda?"Sprzeczny sygnaly. Dla tej dziewczyny tez bylem atrakcyjny fizycznie, tez wymagala ode mnie wiekszej intymonosci, dzialania, zdecydowania, ale jednoczesnie mowila o kolegach, o tym ze musze trzymac dystans, ze mam klamac - robienie wody z mozgu i takie niezdecydowanie z jej strony co dokladnie oczekuje do Naszej relacji. A ja tez sie balem zrobic cos wiecej i Ona sie mozna powiedziec "rozczarowala". Raz bedac u Niej powiedzialem, ze chcialbym moc tutaj znow wrocic i byc z Nia, a ona na to "To zrob cos zeby tak bylo" A ja nic. Albo gdy dluzej siedzielismy tylko przytuleni i zaczynalo ja to chyba wrecz irytowac powiedziala "Masz jeszcze 5 minut, wykorzystaj je dobrze""Ciągle się zastanawiam, ponieważ dziewczyna jest atrakcyjna, ale to nie jest typ kobiety w szpilkach i sukience. To wręcz dziecinna idealistka. Bardzo trudno do niej dotrzeć, nie dopuszcza blisko do siebie mężczyzn, szybko ich stopując."Ten opis tez bym przypasowal. Tak samo, dziewczyna trudna, ciezka, nie dopuszczajaca innych - raz uslyszalem "Nie chcesz wiedziec kiedy tutaj ostatni raz byl facet tak jak Ty" "To nie jest tak, że jestem mega miłym, uczynnym i dobrym gościem. Mam swoje zasady i ona o tym wie, dałem jej się owinąć wokół palca, ma mnie na tacy, może zrobić ze mną co tylko chce. Sam jestem sobie winien."Sorry ale jakbym widzial i czytal siebie, a to co piszesz to ejst zaprzeczenie samego siebie. Jesli masz zasady to laska nie moze robic z Toba co chce, nie mozesz byc owiniety wokol palca, bo nie wyjdzie... To jest taki paradoks dzisiejszy, bo skoro czujesz to chcesz, zeby ta druga osoba to wiedziala, ze tak ejst i tak powinno byc, ale jak sie z tym wychylisz za bardzo to nagle czar pryska... Wniosek wysnulem taki, ze pokazywac gestami, ze Ci zalezy - TAK, mowic wyraznie o tym - NIE."Mam dwie opcje: wycofać się i zobaczyć co się stanie. Druga opcja, spotkać się z nią kilka razy i spróbować odbudować swój wizerunek, nie tylko pokazać że mi zależy ale też ją z powrotem zaciekawić swoją osobą."Jesli ostatnio sama sie odezwala, odczekaj troszke i teraz Ty napisz pierwszy. Mozesz zaproponowac spotkanie i zobaczyc czy sie zgodzi. Jesli odmowi, to przyjmij grzecznie i nie ciag tematu. I czekaj, nie pisz znow za pare dni do Niej tylko czekaj az Ona znow pierwsza sie odezwie, zostaw pileczke po jej stronie."Tak więc, nasza sytuacja na pozór podobna, a jednak u mnie jest nieco inaczej, nigdy nie byłem jej kolegą i nigdy nie będę."Jest inaczej, ale ja analogii widze bardzo duzo Ja tu nawiazuje do tego, kiedy to Ona umiesci Cie na stale we friendzone. Co wtedy z Toba? 12 Odpowiedź przez Czarodziej102 2015-04-15 17:06:02 Czarodziej102 Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-04-10 Posty: 6 Odp: Ta jedyna Masz sporo racji w tym co piszesz Z tym, ze widzę u Ciebie obsesję na jej punkcie, u mnie tego nie ma. Owszem jestem w stanie zrobić dla niej dużo, jest to kobieta dla której poświęcił bym bardzo wiele z mojego życia, jeśli bym musiał. Kocham ją i ona o tym wie, jest osobą na tyle wartościową, że nie wyobrażam sobie, aby mogła być z kimś innym niż ze mną. Ty piszesz, że twoja wybranka kazała Ci kłamać, trzymać dystans itd., widać że ma trudny charakter. Po za tym u mnie nie było nigdy jakiś mieszanych sygnałów, było mega zainteresowanie z jej strony, to ona mnie wybrała, to ona pierwsza się do mnie odezwała, niestety nie posunąłem znajomości dalej, w strefę intymną i poległem na tą chwilę, po prostu można to nazwać błędami w podrywie. Na początku zapowiadało się naprawdę świetnie, tym bardziej że słyszałem od niej teksty typu "moja ulubiona potrawa bla bla bla, zobaczysz polubisz ją, gwarantuję Ci ", albo wspólne planowanie z jej strony najbliższej przyszłości, patrząc na nasze spotkania to były typowe randki 1 na 1, od początku do końca, żadne ze spotkań nie wyglądało inaczej. Wspólne poznawanie się itd. Zawaliłem sprawę ze swojej strony i tyle. Teraz ona już nie jest zainteresowana moją osobą, owszem lubi mnie i to bardzo, zależy jej żebym gdzieś tam był w okolicach jej osoby, ale nie widzi w tej chwili we mnie potencjalnego partnera. Muszę się ogarnąć i spróbować wskrzesić w niej z powrotem te iskry. Póki co mimo, że będę przez to cierpiał, zdecydowałem, że dam jej spokój na wiele miesięcy, nawet pół roku, wzmocnie swoją osobę, zmienię się trochę, poprawie swój charakter i powrócę do niej odmieniony, to jest jedyna droga moim zdaniem. W tej chwili niewiele zdziałam. Ryzyko jest, że sobie kogoś znajdzie, a kończy 27 lat niedługo więc, zacznie u niej się szybko palić czerwona lampka, być może to spowoduje, że sama do mnie się odezwie. Jeśli bedzie sama się odzywać to OK, ale dopiero uznam, że jest coś na rzecz, jeśli sama zaproponuje jakieś spotkanie, pod jakimkolwiek pretekstem, szansa na tą chwilę moim zdaniem góra 2-3 %, ale z czasem będzie rosła, mamy oboje bliską koleżankę, więc chociażby przez nią, będziemy wiedzieli co u drugiej strony rzeczywiście trochę ją stalkujesz, mi nigdy do głowy by nie przyszło, żeby ja śledzić, nachodzić, czy być natarczywym. U mnie jest całkiem odmiennie, narazie dalej jest to gra, jestem już pod ścianą i w zasadzie poległem, ale czas działa na moją korzyść. Liczę gorąco na to, że trafi być może na jakiegoś fiuta, który ją wykorzysta i rzuci (będzie ciężko bo jest mega nie ufna, to że za mnie się wzięła to naprawdę wyjątek z tego co się dowiedziałem z jej otoczenia), wtedy spojrzy inaczej na moją osobę. Czas pokaże, ja czuję to, że to jeszcze nie jest koniec. Ostatnie słowa z jej ust jakie usłyszałem to "jeszcze się zobaczymy", a potem gorący buziak w policzek. Także mam jeszcze nadzieję na coś w przyszłości. Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Jestes dla mnie wszystkim dla niego Jesteś dla mnie wszystkim - Adam Chrola & Magda Niewińska "czy wiesz ile dal mnie znaczysz nikt niw wie jak to wytłumaczyć o tobie myślę w każdej chwil bez ciebie w życiu brak mi siły za tobą pójdę nawet w ogień w mych ramionach cię osłonię bo jesteś dla mnie"
Przez pierwsze piętnaście minut spotkania z Beatą Tyszkiewicz nie mogłyśmy oderwać wzroku od jej nosa, idealnego jak u piętnastolatki. Starość? Jeśli w ogóle jej dotyczy, to tylko w wydaniu luksusowym. Nie mamy tu na myśli dostatku materialnego, w który opływała tak często, jak potrafiła się bez niego obejść. Ona emanuje luksusem dojrzałości, kobiety spełnionej w związku z samą sobą, po przejściach, które przyjmowała z uśmiechem na twarzy, płynąc. Etykietka damy, którą przypięto jej dawno temu, zdaje się ją mocno uwierać, chociaż z drugiej strony tak właśnie funkcjonuje w mediach i zbiorowej świadomości Polaków: jako dama. Ona dobrze o tym wie, i potrafi to wykorzystać. Niektórzy twierdzą, że cynicznie. Beata Tyszkiewicz wcale nie ukrywa, że jest realistką. Podczas kolejnych rozmów z nami raczej się asekurowała. Kluczem do niej, swoistym wytrychem, okazała się tymczasem... klamerka do bielizny. Bo pani Beata bez ogródek wyznała, że podczas sesji zdjęciowych używa klamerek do spinania skóry szyi. Przedkłada ten sposób nad wymyślne liftingi, którym regularnie poddaje się sporo jej koleżanek po fachu. - Mocniej, może boleć - instruowała w trakcie naszej sesji, gdy zbyt lekko ściskaliśmy jej szyję od tyłu. Z pomalowanymi na niebiesko ustami, z nieodłącznym cienkim papierosem w ręku i kawą, którą popijała przez słomkę, Beata Tyszkiewicz wyglądała zjawiskowo. Był w tym szyk, którego nie można się nauczyć w szkole savoir-vivre'u. Naturalność, na jaką pozwolić sobie może wyłącznie piękna kobieta. Wreszcie: dążenie do perfekcji, które bywa zbawieniem, ale też udręką. Beata Tyszkiewicz/ fot. TVN/ Cezary Piwowarski Hanna Rydlewska: Ile pani ma lat? Zdaje się, że 69. To nie wypada - pytać o wiek? Nie, dlaczego. To nie jest żadna wstydliwa kwestia. Jak pani sobie radzi ze swoim wiekiem? Wiek to bardzo względna rzecz. Wiele lat temu, we Wrocławiu, miałam zdjęcia do Stawki większej niż życie. Jak zwykle towarzyszyła temu pewna publiczność, stojąca za pasami. I usłyszałam taką rozmowę: "Ile ona może mieć lat? Trzydziestkę to na pewno. Przecież jak ja byłam w szkole, to ona już grała w filmie". Szkopuł w tym, że ja też byłam wówczas w szkole, bo tak szybko zaczęłam grać. Moje rówieśniczki, które ze mną dorastały, dojrzewały, a teraz się - powiedzmy - starzeją, zawsze dodają mi z tego powodu lat. Zresztą obserwuję ostatnio ciekawe zjawisko. Pary matek z córkami, w których to córki wyglądają starzej od matek. Widać niby, że one są młodsze o generację, ale w matkach jest coś bardziej młodzieńczego. Matki się pilnują, świetnie się noszą, są jeszcze z pokolenia kobiet, które ubierały się po dziewczęcemu. Ja zawszę mówię, że zajmuję się w życiu pracą nad swoim charakterem. Zmuszam się czasem do robienia rzeczy, na które nie mam ochoty. Ale wszystko co robię, staram się robić dobrze. Zależy mi też na tym, żeby spełnić oczekiwania ludzi, z którymi się spotykam. Czasem mi się zdarza, że jakaś dziennikarka mówi: Bardzo dziękuję za czas, który poświęciła mi pani na rozmowę. Wtedy odpowiadam: "Przecież pani poświęciła mi ten sam czas, swój czas. Chciałabym, żeby ludzie nie mieli poczucia, że ten czas trwonią. Mówiłam już tyle razy o swoim życiu, że musiałabym zacząć zmyślać, żeby was czymś zaskoczyć. Jakaś zaginiona siostra Mulatka by się przydała (śmiech). To jednak dosyć jednostajne - wciąż mówić o sobie. Po pierwsze, trzeba mieć dystans, tak jakby się mówiło o kimś obcym. Bo jmówiąc o sobie, chciałabym wspomnieć, że strasznie mi dzisiaj rano nawalało kolano. Ale to nikogo nie interesuje. Bo prawda jest przecież strasznie nudna. Agata Nowicka.: Nie drażnią pani pewne ograniczenia, które wiek implikuje? No tak, wiek to również brak dyspozycji. Ale tak po prostu jest. Wszystko zależy od zaangażowania. Jestem w stanie wykroczyć poza ograniczenia swojego wieku, jeśli czuję silną motywację. Czas dla aktorki płynie chyba nieco szybciej? Kochanie, to jest tak, jak z Brigitte Bardot. Była bożyszczem Francji, ale całe życie ją gnębiono. Liczono jej obsesyjnie te uciekające lata. I te torty, które zjadała. Ludzie nie mogli się doczekać, aż ona się zestarzeje. I wreszcie, udało się. Słońce ją spaliło, wszyscy są zadowoleni. Przecież to nie o to chodzi! Trzeba swój wiek przyjmować jako coś naturalnego. Nie będę udawać, że mam 27 lat. Przysięgam wam, że bardzo często tak się czuję, a naiwna jestem tak, jakbym miała 18. Muszę mieć jednak swój rozsądek. Widocznie ja wewnątrz siebie, w środku, żyję bardzo młodo. Czy to nie jest tak, że kobietom-aktorkom nie wolno się dzisiaj zestarzeć? Danuta Szaflarska ma sporo lat. Irena Kwiatkowska mając ponad 90 lat zrobiła tournee po Ameryce. Nina Andrycz grywa w teatrze. A kto się chciał zestarzeć, ten się zestarzał. Istnieje jakaś recepta na starość? Żeby być starym, czy żeby być młodym, będąc starszym? (śmiech) Jak będę się starzała, to wam odpowiem na to pytanie. Mówi pani o tym wszystkim z taką lekkością. A wielu ludzi, także młodych, zmaga się dzisiaj z obsesjami chorób, śmierci. Cóż, można się gnębić od urodzenia. Mam koleżankę, która powiedziała, że nie może zdecydować się na dziecko, bo rodząc je, skazywałaby je jednocześnie na śmierć. Proszę bardzo, świetna metoda, żeby się wytłumaczyć. Jednak tak przecież jest. Dajemy nowe życie, ale w pakiecie ze śmiercią. Tylko czy to znaczy, że nie żyć w ogóle, to więcej niż żyć? Boi się pani śmierci? Myślę, że każdy w jakimś sensie odczuwa lęk przed niewiadomą. Nie rozczula się pani nad sobą. Ja nie mam takiego komfortu, żeby się nad sobą rozczulać. Osoby, które to robią, słabną. Budowanie charakteru, hartowanie go - oczywiście, jest potrzebne. Ale trzeba też czasem umieć okazać słabość. Superkobieta która radzi sobie ze wszystkim sama, buduje pewien dystans do świata. To rodzaj wyniosłości. Staram się nie okazywać słabości. Jestem przeciwna grzebaniu we własnych problemach. Moim zdaniem teoria, że należy ze sobą mnóstwo rozmawiać, brać problemy pod lupę, jest błędna. Wychowałam swoje dzieci wzrokiem. Aprobata lub brak aprobaty. Awantury były zbędne. Nie tworzyło to w domu dusznego klimatu? Nie, w istocie to dawało dzieciom absolutną swobodę. Same dokonywały wyborów, chociaż ja byłam gdzieś obok i to kontrolowałam. Wszystko, co robimy w życiu, jest kwestią naszych wyborów. Wybieramy, co robimy, gdzie mieszkamy, co jemy, z kim się przyjaźnimy, w co się ubieramy. Takie jest nasze życie, jakie sami sobie wybierzemy. Oczywiście, nie da się wykluczyć niespodzianek. Czyli jeśli komuś w życiu się nie wiedzie, to znaczy, że dokonuje złych wyborów? Może tylko winić samego siebie? Jak ktoś mieszka w sublokatorskim pokoju i jest szczęśliwy, to wcale nie znaczy, że dokonał złego wyboru. Bo to nic nie znaczy. A jeśli jest nieszczęśliwy nie z powodu pieniędzy, ale uczuciowo? To pewnie dokonał niewłaściwych wyborów (śmiech). Moja mama zawsze powtarzała: najważniejsze w życiu jest to, żeby nie przechodzić obok szansy. Nie można tak myśleć - jak nie teraz, to później. Ale później, to czasami też ciekawiej. Dojrzały wiek ma też swoje przywileje? Tak. To doświadczenie, pewna refleksja, uspokojenie. I autorytet u ludzi. Może, ale czas autorytetów zupełnie już przeminął. Dzisiaj to przebrzmiała sprawa. Tylko teoretycznie. pani często jest zapraszana do programów, odpytywana na okoliczność bycia autorytetem w kwestii dobrych manier. Niebawem będzie pani prowadziła zajęcia z savoir-vivre'u. To będzie szkoła dobrego stylu. Będą wykłady choćby o tym, że każdemu z nas zdarza się popełnić gafę. O tym czym jest gafa. Jak z niej wybrnąć. Na przykład - należy zawsze wiedzieć z kim rozmawiamy, jak się ta osoba nazywa. To żaden wstyd powiedzieć: strasznie przepraszam, ale nie pamiętam, jak się pani nazywa. Gorzej udawać, że się kogoś kojarzy. Zupełnie jak w pani opowiadaniu, o rzekomej koleżance ze szkoły, której pani nie rozpoznała. Ksywa Pumpa. Pewnie było jej przykro, jeśli przeczytała ten fragment pani książki, Kocha, lubi i żartuje… Nie było, bo oczywiście Pumpę wymyśliłam. Ale zdarzyło się pani rozmawiaćz kimś, nie mając pojęcia kim ta osoba jest. Tak. Bawiłam się kiedyś na pokładzie amerykańskiego lotniskowca, z okazji jakiegoś festiwalu. Pamiętam, że był też Sasha Distel, wtedy wielka gwiazda. I rozmawiałam z takim wysokim panem, po francusku, naprawdę świetnie nam się rozmawiało. Nie bardzo wiedziałam, kim on jest. I podszedł Sasha, i poprosił mnie do tańca. Ale ja nie chciałam przerywać konwersacji. Na marginesie: miałam na sobie niebieską suknię, którą ozdobiłam znaczkami w kształcie radzieckich kosmonautów. To był czas podbojów kosmicznych. Obdarowywałam nimi oficerów amerykańskich, byli zachwyceni. A z Sashą nie zatańczyłam. Jakiś czas potem Andron Konczałowski zaprosił mnie do Moskwy, bo chciał, żebym zagrała w Szlacheckim gnieździe. Żeby Polka zagrała Rosjankę w rosyjskim filmie! To była mocna propozycja. Dostałam jednak zezwolenie, żeby zagrać w tym filmie. Andron zaproponował, że pójdziemy do pana Baskakowa, którego to była zasługa. Okazało się, oczywiście, że to był właśnie facet z lotniskowca. On się uśmiechnął i powiedział, że bardzo mu było miło ze mną rozmawiać, szczególnie, że ja nie wiedziałam, kim on jest. Może zawsze powinniśmy rozmawiać z ludźmi tak, jakbyśmy nie wiedzieli, kim oni są? Ale czy chcemy? Nie, ja chcę wiedzieć o ludziach jak najwięcej. Mnie ludzie ogromnie interesują. Lubi pani ludzi? Szalenie. Ludzie są po prostu niezgłębieni. Ich nieoczekiwane reakcje, kompleksy, tragedie - to coś niepowtarzalnego! Czy przez to oni do pani lgną? Chyba mogę tak powiedzieć. Ale ja też mocno zabiegam o ludzi. Wdaję się zawsze w rozmowę z kierowcą taksówki, z panią w warzywniaku. Zależy mi na tym, żeby zawsze było miło. Nie wiem dlaczego, zawsze tak miałam. W jaki sposób zabiega pani o ludzką sympatię? Tu nie chodzi właściwie o sympatię. Nie chodzi o to, żeby wszyscy mnie lubili, tylko żeby ludziom było dobrze. Niczego od nich nie oczekuję. Ja nawet nie bardzo lubię dostawać. Ciężko utrafić w mój gust. Ktoś może mi dać szklanego cukierka murano i zrobić mi nim większą przyjemność niż sprezentowaniem srebrnej cukiernicy. Strasznie mało rzeczy mi potrzeba. Życie w hotelach tego uczy. Z drugiej strony, jestem z pokolenia, które niczego nie wyrzucało. Bo trudno było o każdą rzecz. Co odróżnia człowieka, który doświadczył wojny, od innych ludzi? Nie wiem, ja tylko się o nią otarłam. Ale moja mama zachowała się bardzo trzeźwo. Tak, jakby zawsze tak było. I dużo arystokracji tak się zachowało. Ludzie z tytułami, herbami, bez problemu prowadzili kiosk ruchu. Księżna Izabella Radziwiłłowa była redaktorką w PIW-ie i jeździła małym fiatem. Potrafiła się jakoś w tej rzeczywistości odnaleźć. Z takimi tradycjami, bagażem wyniesionym z domu, łatwo się żyło w PRL-u? Ja nie odczułam żadnego bagażu. To były ciężkie czasy dla wszystkich, wszyscy coś potracili. Mam wrażenie, że pani wówczas trochę się unosiła nad powierzchnią ziemi. Szybko zaczęłam grać, wystąpiłam w filmie. Mama wynajęła malutki pokoik w Laskach. Dojeżdżała do Warszawy, ja dojeżdżałam do liceum im. Żmichowskiej na Plac Unii Lubelskiej. Było trudno, chłodno, troszkę głodno, ale ja tego właściwie nie pamiętam. Nie pamiętam strasznej niewygody. Może żyła pani trochę w świecie własnej wyobraźni? Bardziej był to świat, który skonstruowała sobie pani na własny użytek, niż realny? Skądże, realny. Ja się użerałam. Jak jechałam do Warszawy, to wsiadałam w Laskach do autobusu o i jechałam nim do Izabelina, bo ten jadący w stronę Warszawy był już pełny. Gdyby nie było wojny i zmiany ustroju, żyłaby pani w zupełnie innych warunkach. Ale nikt tak nie myślał! Nikt się nie zastanawiał, co by było, gdyby... Z takim nazwiskiem musiało być trudno. Nigdy tego nie odczułam. Rzeczywiście, nie chcieli mnie przyjąć do szkoły, do gimnazjum. Mama musiała to jakoś załatwić. Doradzano jej też zmianę nazwiska. Żeby zdobyć pół etatu w "Szpilkach", musiała dostać od ludzi poręczenie. Takie były czasy. Co panią wtedy ratowało? Kochanie, ja nie potrzebowałam żadnego ratunku. Mając 15 lat, grałam już w filmie. To, że była pani piękną, młodą aktorką działało jak immunitet? Ja nie byłam jeszcze aktorką, raczej dziewczęciem. Po pierwszym filmie wróciłam do Szymanowa, żeby zdać maturę. Dopiero od Wspólnego pokoju kręconego z Hasem zaczęłam grywać regularnie. Kręcąc filmy w tamtych czasach, trzeba było zapewne iść na kompromisy z władzą. Nie miałam takiej świadomości, bo to mnie nie dotyczyło. Dotykało raczej reżyserów, scenarzystów, generalnie - realizatorów. Czyli nie było wówczas takich dyskusji: dajmy im to, wtedy się od nas odczepią? Jeśli były, to nie ze mną. Żyła pani poza polityką? Nadal tak jest? Bardzo się interesuję polityką, ale wtedy żyłam kompletnie poza nią. Kiedy przyszła ta świadomość polityczna? Pamiętam, były urodziny Stalina i ogromna wystawa prezentów dla niego w Pałacu Kultury. Przyszłam do domu, mieszkałam wtedy z moim dziadkiem przy Narbutta. I powiedziałam, że to jest oburzające, jakie prezenty dają Stalinowi. Bo ja to bym mu dała w prezencie Warszawę. Wtedy mój dziadek wstał i dał mi po pysku. Bez słowa, a ja zrozumiałam, że coś jest nie tak. Ale nigdy mi niczego nie mówił, ponieważ byłam paplą. Nie wiedziałam ani o Katyniu, ani o niczym. W pani domu nie rozmawiało się o Katyniu? W moim domu - nie. U nas nie było wielogodzinnych rozmów, kształcenia, wspólnego czytania książek. O nie, nie. A dzisiaj, kiedy pani słucha naszych polityków, co pani myśli? Podoba się pani polityka rozliczeń i czytania historii od nowa? Myślę, że ludziom trudno sobie przypomnieć tamte czasy. Stracili wszelkie proporcje. Ja nie cierpiałam, jeździłam na przeróżne festiwale. Nigdy jednak nie wyjechałam prywatnie, bo nie miałam dokąd. Nie miałam pieniędzy. Nie starałam się prywatnie o paszport. Na niczym mi nie zależało, więc byłam w komfortowej sytuacji. Pewna dziennikarka powiedziała mi kiedyś: pani się tak swobodnie czuje, bo właściwie cóż pani ma do stracenia? Uważam, że to jest genialne powiedzenie. Nie można mnie było niczym szantażować. Moja mama też nie robiła niczego, żeby mieszkać lepiej. Nie było w pani nigdy żadnej desperacji? Żadnej. W momencie, w którym kobieta staje się matką, jej sytuacja jednak się zmienia… No tak, ale jak się nie jest matką, to właściwie co się ma? Nową torebkę? Pani mama, po rozstaniu z pani ojcem, z nikim się już później nie związała. Nie, bo mamie zależało zawsze na tym, żeby nikt nie wtrącał się w nasze wychowanie. Przejęła pani takie nastawienie po mamie? Często powtarzamy życie naszych rodziców. Właściwie nie ma przed tym ucieczki. I podejście matki do mężczyzn też często się powiela. Jest taki fragment w pani książce, Nie wszystko na sprzedaż, który o tym mówi: "Nigdy nie próbowałam polegać na mężczyznach. Lubię zależeć wyłącznie od siebie. Staram się mieć do wszystkiego odpowiedni dystans. Do miłości również. W gruncie rzeczy wiem, że mogę liczyć tylko na siebie i to mi odpowiada". Myślę, że to jest jedno z najmocniejszych wyznań, które określa panią jako kobietę. Ale taka jest prawda. Nie żyję żadną złudą. A jakie to miało dla pani znaczenie, że wychowywała się pani bez ojca? Żadnego. Właściwie moje dzieci wychowałam też bez ojców. Oczywiście ojcowie jakoś tam uczestniczyli w ich wychowaniu, moje córki mają z nimi dobry kontakt, ale lubiłam sama decydować o różnych rzeczach. Samotność z wyboru jest największym luksusem kobiety. Urodziła Pani dwie córki. Nie chciała Pani mieć nigdy syna? Nie, nigdy. Bałabym się chyba, że bym go rozpuściła. To zupełnie, jak w opublikowanym niedawno w "Wysokich Obcasach" liście osiemnastolatki do hipotetycznej pięćdziesięciolatki, matki jej potencjalnego chłopaka. Rozpuszczonego, egocentrycznego Januszka-Mateuszka-Tomaszka. I tu dochodzimy do kondycji współczesnych mężczyzn. Rówieśników pani córek. Uważam, że Polska jest krajem kobiet. Silnych kobiet. Czym dla pani jest męskość? Hm, trudne pytanie. Niezależnością poglądów, autorytetem, dystansem do siebie, poczuciem humoru, niezachwianą wiarą w swoją praworządność. Niezależność finansowa jest miłym dodatkiem (śmiech). Czytając pani biografię, można odnieść wrażenie, że nie potrzebowała pani tak naprawdę mężczyzn. To pani odchodziła od mężów. Kobiety dobrze wiedzą, czego chcą. Jeśli tkwią w sytuacji, która nie ma sensu, to tylko z wygody lub z przyzwyczajenia. Nie chcą stracić mieszkania, nie będzie miał ich kto wozić samochodem… A ja pojadę na głuchą wieś, wynajmę sobie pokoik i będę panią samej siebie. Wyjdę z mieszkania, nic nie zabierając. Wcześniej mogę dbać o stoliczki i filiżaneczki, jednak jak odchodzę, to bez niczego. Tak mi się już w życiu zdarzyło. Miała pani trzech mężów. Kiedy odchodziła pani od Andrzeja Wajdy, sprzeciw towarzyski był silny. Wie pani, my rozchodziliśmy się ćwierć wieku temu. Nie chcę już do tego wracać, a gnębią mnie o to. Cóż, ja muszę mieć po prostu jakąś wewnętrzną wolność. Nie marzyła pani o tym, żeby pojawił się mężczyzna, z którym gotowa by pani była spędzić całe życie? To strasznie nudne - całe życie z jednym mężczyzną. Zawsze ciekawiej, jak jest ich więcej (śmiech). Ale to sprawa bardziej złożona: dzisiaj rozmawiamy tak, za miesiąc być może rozmawiałybyśmy inaczej. To tak samo jak z filmami. Czasem ten sam film jednego dnia wydaje nam się koszmarny, a innego możemy się nim zachwycić. Niedawno moja koleżanka powiedziała mi: mogłabyś mieć obok siebie takiego faceta, biznesmena, a jesteś sama. A być samemu jest cudnie. Idziemy na przyjęcie kiedy chcemy, wychodzimy kiedy chcemy. Nikogo nie targamy za sobą, nie musimy być zazdrosne. Powiedziała pani wcześniej, że wychowała córki wzrokiem. Mężczyzn też pani traktowała wzrokiem? Oni wszystko wcześniej wiedzieli! Zanim na nich spojrzałam. Mężczyźni doskonale widzą tak zwaną dyspozycyjną kobietę. W tłumie kobiet są w stanie wyłapać te dyspozycyjne i uległe. Czy którykolwiek z pani mężczyzn zdołał panią zdominować? Chyba żadnemu nie przyszło to do głowy (śmiech). Pięknym kobietom nie jest jednak łatwo. Czytałam niedawno książkę Zadie Smith, O pięknie. Jest tam fragment, w którym jedna z bohaterek wyznaje, że nigdy nie była pięknością i bardzo jej to odpowiadało, ponieważ dzięki temu jej mąż mógł się rozwinąć w swojej karierze akademickiej. Bo jeśli mężczyzna zdobędzie piękną kobietę, to jest tak skupiony na tym, żeby ją przy sobie zatrzymać, że nic innego nie może już robić. Myślę, że mężczyźni, którzy coś sobą reprezentują, nie reagują w ten sposób na piękno. Dla silnych mężczyzn piękne kobiety nie są problemem. Nie robią się przy takich pięknościach nerwowi? To tak, jak z bardzo przystojnym mężem. Czy to jest obciążenie? Myślę, że trochę jest (śmiech). A taki, który nikomu się nie podoba, jest lepszy? Miło otaczać się ładnymi, zabawnymi, inteligentnymi ludźmi, zamiast przeciętnymi, wiernymi i dobrymi. Dobro jest czymś nadzwyczajnym w naszej kulturze, chociaż jest pojmowane w dziwny sposób. Jak mówimy o kimś, że jest dobry, to myślimy - poczciwy. Ja nie jestem pewna, czy to właśnie jest dobro. Będę upierała, że taka uroda, to swoisty życiowy balast. Znałam osobę bardzo piękną, od której wszyscy się odwracali, bo była jedną wielką nudą. Właściwie należało ją położyć w kryształowej trumnie i podziwiać. Do tego się tylko nadawała. Piękno jest nudne, bo jest przewidywalne. Myślę, że są różne rodzaje piękna. Weźmy takie młode Włoszki. Zawsze są bardzo piękne, jak wstają rano z łóżka wyglądają tak samo olśniewająco jak na wieczornym bankiecie. I to jest wspaniałe, ale z wiekiem tracą urodę. No, może poza Sophią Loren. Sądzę, że zaletą Polek jest fakt, że potrafią za każdym razem inaczej wyglądać. Uważa pani, że Polki mają dobry gust? Kiedy pani jedzie autobusem, nie krzywi się pani na widok zbyt ciasnych spódnic, tandetnych butów? Nie jeżdżę autobusem. Nie przechadzam się też po ulicach, bo mnie to nie buduje. Myślę, że można na siebie założyć wszystko, jeśli jest się dzięki temu zadowolonym z siebie. Bo to już połowa szczęścia człowieka. Natomiast moda jest dziś kompletnie zachwiana. Wszystko możemy nosić do wszystkiego. Kiedyś, kiedy Polki musiały kombinować, było chyba lepiej. Nosiło się korale z fasoli, ale wyglądało się w nich szykownie. A pani jak się ubierała? Ja się nigdy nie ubierałam, nigdy. Tę bluzkę (pani Beata łapie się za tunikę, w której przyszła na wywiad - przyp. red.) moja przyjaciółka chciała wyrzucić do śmieci. Powiedziała, że już nie będzie w niej chodzić. Może za dużo namierzyłam się sukni w życiu? Słowo "krawcowa" wywołuje we mnie dreszcze. Ostatnio Wiktoria mówi do mnie: mamo, rozpruła ci się spódnica. Ja na to: wiem, dziecko. Ona: to może ją zszyjesz? A ja: nie ma sensu, ona mi się pruje za każdym razem, kiedy wsiadam do samochodu. Trochę się pani wykręca od odpowiedzi. Nie chce się pani ostro wypowiadać na temat stylu ubierania się Polek. A makijaż? A ceglaste róże? A ciemne podkłady? Cóż, teraz opalenizna jest szalenie modna (śmiech). Na przykład Kasia Skrzynecka, w "Tańcu z gwiazdami", jest niezwykle opalona... Ale ona się opala naprawdę, to nie jest makijaż. I to z klasą wygląda, pani zdaniem? Ja w ogóle się nie opalam, nie przepadam za słońcem. A klasa to kategoria subiektywna. Czemu właściwie zgodziła się pani zasiąść w jury Tańca z gwiazdami? Po pierwsze, uważałam, że to program, który ma szanse powodzenia. I miałam rację! Poza tym, mój udział w całym przedsięwzięciu jest niewielki. Co to takiego, popatrzeć, jak inni tańczą? A nie jest tak, że pani udział w tym programie podnosi jego prestiż? Nie sądzę. W tym biorą udział zawodowcy, którzy się znają na tańcu. Ja się nie znam, ale to mi pozwala pożartować, mieć do tego luźniejszy stosunek. Pani, aktorka Hasa i Wajdy, nie czuje się trochę głupio, występując w czymś takim? Nie, uważam, że to wspaniale działa na podejście do tańca w Polsce. Myślę, że to bardzo popularny program i nie można odnosić się z lekceważeniem do jego licznej widowni. A może gdyby nie było "Tańca z gwiazdami", ci ludzie oglądaliby w tym czasie coś ambitniejszego? Ale cała Polska się roztańczyła! To przecież ważne. Uważam, że to wspaniałe. Nie odczuła pani nigdy żadnego wstydu? Niesmaku? Nigdy, naprawdę. Występy w tym programie są ciekawe, bo on leci cały czas na żywo. Wszystko się tam może zdarzyć. Śmiechy i płacze są prawdziwe. Ja mam ambiwalentne uczucia, jak to oglądam. Pani jest dla mnie gwiazdą. Natomiast czy gwiazdą jest Kasia Cichopek? Ma ogromną widownię, która ją wybrała i ukochała. Ona sama to zdobyła i podoba się ludziom. Nie można tego ignorować, naprawdę. Ja nie rywalizuję z nikim przecież, bo sama nie tańczę. Poza tym, ja jako członek jury mogę ocenić kogoś lepiej lub gorzej, a i tak widzowie zdecydują o wszystkim swoimi esemesami. Ale to jest też kreowanie medialnej rzeczywistości. Ludzie, którzy występują w Tańcu, wspinają się na szczyty popularności. Występują potem w serialach, są na okładkach magazynów... Ależ kochanie, taka jest potrzeba. Mogą być brazylijskie seriale, a mogą być nasze. To już wolę polskie. Poza tym, to jest szansa dla młodych aktorów. A czy oni na długo zostaną w telewizji, czy przejdą do kina, to już czas pokaże. Ale przynajmniej mają szansę. Może już lepiej, żeby oni nie szli potem do kina... To nie dlatego nie kręci się dobrych filmów, że w telewizji lecą seriale! Może ludzie wolą zostać w domu przed telewizorem, niż iść do kina? A może? Nie wiem, jaka jest przyczyna. Kiedyś czekało się na filmy fantastycznych reżyserów, dzisiaj już ich po prostu nie ma. Środowisko filmowców też się chyba zmieniło? Nie wiem, ja w nim nigdy nie byłam tak naprawdę. Grałam w filmach, ale nie chodziłam do SPATIF-u. Miałam swój świat i do dzisiaj tak jest. Niby jestem w środku tego wszystkiego, ale w sumie stoję obok.
Hasło do krzyżówki „wybranka” w leksykonie szaradzisty. W naszym słowniku szaradzisty dla słowa wybranka znajduje się prawie 51 odpowiedzi do krzyżówek. Definicje te zostały podzielone na 4 różne grupy znaczeniowe. Jeżeli znasz inne definicje pasujące do hasła „ wybranka ” lub potrafisz określić ich inny kontekst

Jan Paweł II był człowiekiem Boga, człowiekiem modlitwy. Wystarczyło popatrzeć, jak się modli, żeby zrozumieć, że potrafił zanurzyć się bez reszty w tajemnicy Boga - mówi papież Franciszek w rozmowie z ks. Luigim Marią Epicoco. Książka "Święty Jan Paweł II Wielki" ukazała się nakładem Wydawnictwa Esprit na 100. rocznicę urodzin Jana Pawła II Materiały promocyjne Luigi Maria Epicoco: Ojciec Święty pochodzi z Ameryki Łacińskiej, którą św. Jan Paweł II odwiedził wielokrotnie i z którą był bardzo związany. Moglibyśmy nazwać ten związek dialektycznym. Czy zdaniem Waszej Świątobliwości Ameryka Łacińska kochała Jana Pawła II? Papież Franciszek: Jestem przekonany, że tak. Ameryka Łacińska kochała Jana Pawła II. Wielu krajom trudno było zrozumieć, że posiłkującej się analizą marksistowską teologii wyzwolenia groziło pójście drogą ideologiczną, które w pewnym sensie równałoby się zdradzie przesłania Ewangelii. Jan Paweł II pochodził z kraju, który doświadczył marksizmu, i miał niebywałą zdolność wyczuwania związanych z nim zagrożeń. Było oczywiste, że pewne jego doprecyzowania wynikają nie tyle z zamknięcia się na określone inicjatywy, ile z prób odczytania zrozumiałych intuicji i pragnień – pragnień oddolnych, wynikających z przejawów niesprawiedliwości społecznej – w świetle nauk Ewangelii, a nie marksistowskiej analizy. Pewne analogie można znaleźć w homiliach wygłaszanych przez Waszą Świątobliwość w Buenos Aires. Czytając je, nietrudno zauważyć, że Ojciec Święty nieraz zgłębiał pisma Jana Pawła II z lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku i początków XXI wieku. Tak, wielu ludzi widziało we mnie konserwatystę. Bywałem odbierany w ten sposób, chociaż ja sam po prostu czułem, że zgadzam się z tym, co papież mówił w tamtych latach. To osobliwe! Przecież Wasza Świątobliwość mówi o kreatywności, o kreatywnych rewolucjonistach i ich roli w dziejach Argentyny. Czy Wasza Świątobliwość uważa, że interpretowanie tradycji równa się dawaniu wyrazu własnej kreatywności i, co za tym idzie, zmianom? Tradycja, jeżeli chce zasługiwać na to miano, musi się rozwijać. Pięknie ujął to muzyk Gustav Mahler, który powiedział, że tradycja jest gwarancją przyszłości, a nie strażnikiem popiołów. Myślę, że tradycja jest niczym korzeń – cały korzeń dostarcza drzewu pożywienia, jednak drzewo jest czymś więcej aniżeli korzeniem, podobnie jak owoc jest czymś więcej aniżeli musi wzrastać, ale zawsze w tym samym kierunku co korzeń: Ut annis scilicet consolidetur, dilatetur tempore, sublimetur aetate – „żeby umacniała się w miarę upływu lat, rozszerzała z czasem, podnosiła z wiekiem” [św. Wincenty z Lerynu – przyp. red.]. Niezależnie od „argentyńskiego postrzegania” konserwatyzmu, a także od niewątpliwej kreatywności w pełnieniu Piotrowej posługi, jednym z zasadniczych rysów nauczania i duszpasterskiej misji Waszej Świątobliwości jest szczególna troska o egzystencjalne peryferie: ludzi ubogich, zepchniętych na margines, emigrantów, chorych. Czy Wasza Świątobliwość uważa, że w tym względzie rozwinął społeczną doktrynę Kościoła? Uważam, że Kościół zawsze miał tę świadomość, a zarazem z nią wzrastał. Staram się ustawicznie podnosić kwestię ubogich, ponieważ oni znajdują się w centrum Ewangelii. Doktryna społeczna Kościoła jest ewangeliczna, a nie partyjna. Znaczące wydaje mi się pewne sformułowanie Jana Pawła II: otóż zajmując się sprawą kapitalizmu, mówi on o społecznej gospodarce rynkowej. W tym sensie zdaje się akceptować liberalną propozycję rynku, jednak wpisuje w nią kategorię społeczną. Myślę, że to genialny sposób na łączenie ze sobą różnych sfer, a zarazem odczytywanie ich z punktu widzenia Ewangelii. Czy spojrzenie papieża Wojtyły na kwestię społeczną, tak zbliżone do spojrzenia Waszej Świątobliwości, można uznać za wynik łączącego Was doświadczenia, jakim była praca w fabryce? Oczywiście. Papież przekonał się na własnej skórze, czym jest ciężka praca. Dlatego zawsze brał sobie do serca problemy pracowników i postrzegał pracę jako środek prowadzący do uświęcenia, humanizacji społeczeństwa oraz historii. Tego rodzaju odpowiedź, którą równie dobrze można by odnieść do Waszej Świątobliwości, kieruje moją uwagę ku szerszej i bardziej złożonej sprawie: jakie przede wszystkim zagrożenie niesie z sobą interpretacja nauczania Jana Pawła II? Zagrożenie nie tkwi w nauczaniu Jana Pawła II jako takim, ale w pewnych ideologicznych interpretacjach tegoż nauczania. Ideologizacja bierze się stąd, że próbuje się wyodrębniać tylko pewne aspekty jego przemyśleń i przekuwać je w slogany, odrywając je tym samym od rzeczywistości, konkretnego kontekstu, żywych doświadczeń ludzi. Ideologia unicestwia, zabija życie, zmienia nauczanie w eksponat muzealny, oderwany od życiowych prawd. Aby ocalić wartość nauczania Jana Pawła II, trzeba bronić go przed wszelkimi formami ideologizacji i rozpoznać zawarte w nim prorocze intuicje, które nie tylko nadal są aktualne, lecz także wymagają pogłębienia, poważnego potraktowania, odniesienia do realiów współczesności. Instynkt każe mi szukać kolejnych cech wspólnych, analogii pomiędzy nauczaniem Waszej Świątobliwości a nauczaniem Jana Pawła II. Sprawa kobiet w dalszym ciągu wywołuje na łonie Kościoła ożywione dyskusje. Trwają poszukiwania konkretnych rozwiązań, które pozwoliłyby zwiększyć rolę kobiety w życiu Kościoła. Jan Paweł II poświęcił temu zagadnieniu Mulieris Dignitatem, zarazem jednak ostatecznie zamknął przed kobietami drzwi do kapłaństwa. Co Wasza Świątobliwość o tym myśli? Kiedy ktoś zadaje mi pytanie o kapłaństwo kobiet, bardzo często odpowiadam, że nie tylko zgadzam się z Janem Pawłem II, lecz także uważam tę sprawę za zamkniętą, ponieważ oświadczenie papieża było w tym względzie rozstrzygające. Czasem zdarza nam się jednak zapominać, że patrzymy na sprawę kobiet i kapłaństwa w kategoriach funkcjonalnych, nie pamiętając, że jeżeli chodzi o znaczenie, to Maryja przewyższa apostołów i rolą, i godnością. (...) Lekcja, jaką daje nam kobieta, jest lekcją Maryi. Kobieta jest tą, która potrafi zdobyć się na ten trud serca. Jest tą, która uczy Kościół, jak przetrwać noc i zawierzyć dniu, kiedy dzień jest jeszcze daleki. Jedynie kobieta jest w stanie nauczyć nas miłości, która jest nadzieją. Powiedziałem kiedyś pewnemu żeńskiemu zgromadzeniu, że jedyną lampą zapaloną przy grobie Jezusa jest pełna nadziei miłość matki. W istocie, kiedy wszyscy godzą się już ze śmiercią Chrystusa, jedynie kobiety – a przede wszystkim Maryja – nadal żywią nadzieję, czekają i w końcu stają się pierwszymi świadkami zmartwychwstania. To dlatego chciałem, żeby Maria Magdalena doczekała się swojego miejsca w kalendarzu liturgicznym i słusznie była nazywana apostołką, podobnie jak Maryja przez wieki była uznawana za Matkę apostołów. Przecież kiedy w Dziejach Apostolskich mówi się o pierwszym spotkaniu chrześcijan w Wieczerniku, pojawia się także wzmianka o niej. To ona sprawuje pieczę nad pierwszymi niepewnymi krokami rodzącego się Kościoła, który dopiero uczy się słuchać, modlić się, trwać we wspólnocie. Jakże Kościół mógłby się obejść bez tak znaczącego wkładu? Rola kobiety wykracza poza granice zwykłej funkcjonalności. Niezależnie od kwestii kobiet, jakkolwiek jest ona istotna, wydaje mi się, że trzeba stawić czoła szerszemu problemowi. Mam na myśli to, że środek ciężkości Kościoła przesunął się z Europy ku Azji i Afryce. Czy Wasza Świątobliwość uważa, że Kościół i teologia powinny przyjąć odmienne kategorie interpretacyjne? To wiąże się z inkulturacją wiary. Kategorie mogą się zmieniać, ważne jest to, żeby istota pozostała nienaruszona. Czasem trzeba odważyć się znaleźć nowe słowa, aby powiedzieć te same rzeczy, powiedzieć je lepiej, żeby zostały zrozumiane i głębiej przyswojone. Teologia odnawia się nie dlatego, że wymyśla nowe rzeczy, ale dlatego, że znajduje nowe sposoby mówienia o nich. Inkulturacja nie polega na poszukiwaniu nowości, to poszukiwanie bardziej skutecznej, odnowionej metody głoszenia narodom Ewangelii. (...) Jan Paweł II jest (...) opisywany jako człowiek, który wszystko odczytywał w głęboki, duchowy sposób. Ktoś zarzucił mu nawet przesadę w tym nazbyt głębokim postrzeganiu rzeczywistości. Krytykowano go na przykład za to, że po zamachu na placu św. Piotra w maju 1981 roku odniósł do siebie prorocze słowa, jakie Matka Boża skierowała w Fatimie do trzech pastuszków. Co Wasza Świątobliwość myśli o tej interpretacji? Myślę, że Jan Paweł II był człowiekiem Boga, człowiekiem modlitwy. Wystarczyło popatrzeć, jak się modli, żeby zrozumieć, że potrafił zanurzyć się bez reszty w tajemnicy Boga. Ten, kto się modli, zawsze potrafi postrzegać zdarzenia w sposób transcendentny, nie zadowala się analizą, której dokonuje za pomocą samego tylko rozumu. Jan Paweł II pokazał to, co próbowałem powiedzieć biskupom, kiedy prosiłem ich, żeby zastanowili się nad tym, co przeżywamy w tym momencie historycznym, nad tym, co Pan chce nam przekazać poprzez doświadczenie słabości, zła, skandalu. Pod jakim względem powinniśmy się nawrócić, co zmienić w naszym życiu? Dlatego nie sądzę, żeby Jan Paweł II nie zachowywał umiaru, to raczej inni spoglądają na wydarzenia historyczne w sposób zbyt powierzchowny. (...) Czy te same kryteria interpretacyjne dotyczą również doświadczenia zła? Wiele razy słyszeliśmy, jak Wasza Świątobliwość wyraźnie mówił o doświadczeniu zła jako o doświadczeniu konkretnym, takim, którego nie można tłumaczyć w kategoriach sugestii czy psychologii. Zło jest według Ojca Świętego efektywnym bytem, którego poczynania objawiają się w dziejach i są skierowane przeciwko wszystkim ludziom, bez wyjątku. Paweł VI mawiał, że dym Szatana przeniknął do Kościoła. Co zdaniem Waszej Świątobliwości jest prawdziwym celem zła? Niszczenie. To dotyczy nas wszystkich, nawet ci, którzy temu zaprzeczają, zauważą, że tak właśnie jest, jeżeli tylko przyjrzą się uważnie własnej historii. Wszyscy doświadczamy zła. Wystarczy spojrzeć na wielkie postacie biblijne – każda z nich przeżyła upadek pomimo swojej mądrości i pozornej lojalności. To, co początkowo może jawić się jako dobro, w pewnym momencie zmienia się w zło, ponieważ do głosu dochodzą duma, pycha, rany, ból. Pomyślmy o zmysłowości, uzależnieniu, braku swobody, przywiązaniu do pieniądza. Zło jest kłamliwe, uwodzi człowieka i zawsze doprowadza go do ruiny. W każdej epoce historycznej zło przejawiało się w różnych formach. W jakiej konkretnie postaci zdaniem Waszej Świątobliwości zło przejawia się i operuje w tym momencie? Jednym z głównych przejawów zła jest ideologia gender. Chciałbym jednak od razu uściślić, że mówiąc o tym, nie mam na myśli ludzi o orientacji homoseksualnej. Przeciwnie, Katechizm Kościoła katolickiego nakazuje nam dbać o tych braci i siostry i otaczać ich duszpasterską opieką. Moje słowa mają szerszy zakres znaczeniowy, dotyczą niebezpiecznych korzeni kulturowych. Ich niejawnym celem jest zniszczenie u podstaw projektu stworzenia, którego Bóg pragnie dla każdego z nas – a więc inności, różnorodności. Wszystko ma stać się jednorodne, neutralne. To atak na różnorodność, na kreatywność Boga, na mężczyznę i kobietę. Jeżeli mówię o tym wprost, to nie po to, żeby kogokolwiek dyskryminować. Po prostu chcę wszystkich przestrzec przed pokusą wpadnięcia w pułapkę, jaką był szalony plan mieszkańców miasta Babel: zniwelować różnice, aby stworzyć jeden język, jedną formę, jeden naród. Ta pozorna jednorodność przywiodła ich do samozniszczenia, ponieważ tego rodzaju ideologiczny projekt nie bierze pod uwagę rzeczywistości, różnic między ludźmi, wyjątkowości każdego człowieka i jego odmienności. To nie niwelowanie różnic pomoże nam zbliżyć się do siebie, lecz akceptacja drugiej osoby w jej odmienności, odkrycie bogactwa, jakim jest odmienność. Płodność tkwiąca w różnorodności sprawia, że jesteśmy istotami ludzkimi stworzonymi na obraz i podobieństwo Boga, ale przede wszystkim zdolnymi do zaakceptowania drugiego człowieka takim, jakim jest, a nie takim, w jakiego chcielibyśmy go zmienić. Chrześcijaństwo zawsze przedkładało fakty nad idee. W ideologii gender widać, że idea próbuje zdominować rzeczywistość i robi to w podstępny sposób. Chce zachwiać ludzkością we wszystkich obszarach i wszystkich możliwych formach edukacji, stając się kulturowym przymusem, nie tyle oddolnym, ile narzuconym z góry przez pewne państwa jako jedyny wzorzec kulturowy, do którego trzeba się dostosować. Fragment tekstu pochodzi z książki "Święty Jan Paweł II Wielki", wydanej nakładem Wydawnictwa Esprit.

dla Ciebie zmienilbym caly swiat i wszystko na co patrzysz i co juz znasz jeszcze raz na mnie spojrz bym pamietal Twoja twarz dla mnie jestes nadzieja i wiara dla mnie jestes zbawieniem i kara jestes ogniem i woda, zlem i pogoda dla mnie jestes wszystkim jestes dzis II. czasami budze sie w ciemnych korytarzach nocy
Jesteś kobietą więc musisz, powinnaś, bo tak trzeba… Takie słowa słyszę od dzieciństwa i działają one na mnie jak czerwona płachta na byka. A wszystko przez to nasze polskie wychowanie i oczekiwania stawiane przed kobietami – przeważnie i niestety przez inne kobiety. Takiemu wychowaniu mówię stanowczo NIE. Jesteś kobietą więc musisz … Bo przecież jak jesteś babą to powinnaś siedzieć w kuchni zarobiona po łokcie i gotować obiadki dla faceta, dzieci, rodziny, teściowej – tak jak twoja babcia i matka gotowały. Jak często tłumaczysz sobie?: Jak ja nic nie ugotuję to w domu jedzenia nie będzie Ale mój mąż/partner gotować nie potrafi. Pewnie, że nie potrafi bo go matka w dzieciństwie nie nauczyła albo Ty nie dałaś mu szansy wykazać się w kuchni Przecież on taki zapracowany i zmęczony wraca do domu to muszę mu coś do jedzenia podać. A Ty to niby co??? Cały dzień leżysz na sofie i kwitniesz? Czy może też pracujesz w jakimś biurze albo opiekujesz się dzieciakami w domu – TO TEŻ JEST PRACA I niech Cię Bóg pokarze jak kiedyś zechcesz zamówić catering na kolejne urodziny albo gorzej – na grudniowe święta zamiast tyrać przez cały tydzień mieszając bigos i lepiąc pierogi czy wiosną wypiekając mazurki i gotując żurek. Ty wyrodna matko i wredna żono, która nie dba o ognisko domowe!!! Więc brniesz w to dalej i spełniasz oczekiwania całego otoczenia (rodziny, oceniających Cię przyjaciółek a nawet wścibskiej sąsiadki). Po pracy jak wół dźwigasz kolejne siaty ze spożywczaka, obierasz kartofle, dusisz mięso w 30-stopniowym upale. Bo tak musisz – tego od Ciebie oczekują. A w głowie masz jedno “im dłużej w tej kuchni będę siedziała tym bardziej mnie docenią”. Muszę Cię tu zmartwić – nic bardziej mylnego. Może czasami usłyszysz słowo dziękuję po tym jak rodzinka w 15 minut spałaszuje obiad, przy którym narobiłaś się przez ostatnie 2-3 godziny. Przeważnie jednak nie usłyszysz nic – no chyba, że sama się upomnisz. Nie bądź zdziwiona i rozczarowana – przecież sama ich do tego przyzwyczaiłaś a za oczywistości się nie dziękuje, ich się nie docenia. To co robisz to dorzucasz sobie kolejny kamień do plecaczka zwanego “oczekiwaniami”. A spróbuj teraz zmienić swoje zachowanie – spróbuj się postawić i powiedzieć, że jutro, pojutrze i przez kolejne tygodnie obiadu nie gotujesz. Albo lepiej – na kolejne święta wjadą potrawy z pobliskiego baru mlecznego. Zwariowałaś!? Spróbuj zerwać ze schematem jesteś kobietą więc musisz gotować, sprzątać, prasować. Miny rodziny – bezcenne. . Bo tak trzeba… Nie ważne, że mieszkasz sama. Jesteś wyzwoloną, w końcu wolną od oczekiwań innych oraz własnych ograniczeń singielką. I tak dopadnie Cię czujne i opiekuńcze oko rodziny albo troskliwa przyjaciółka. Bo jak to: Nie gotujesz sobie obiadów? Nie jadasz kolacji w domu z nosem w TV? Jak możesz w lodówce trzymać tylko maseczki i olejki do twarzy? Jak Ty możesz tak żyć – codziennie jedząc śniadania w biurze, obiadki w pobliskiej restauracji a kolacje w wine barze, popijając je kieliszkiem dobrego Rieslinga? Oj uwierz mi – takie życie jest wyjątkowo przyjemne. Jednak prędzej czy później, po częstych atakach pytań i otaczającej krytyki, dopadają Cię wątpliwości i wyrzuty sumienia. Bo może jednak trzeba sobie coś ugotować, zrobić jakieś zakupy i zasilić lodówkę? Bo przecież inni tak robią to może Ty też tak powinnaś? Mam tu dla Ciebie radę – jeżeli znowu, chociaż przez sekundę, nawiedzą Cię takie myśli to szybko zaplanuj sobie kolację z koleżankami, wyjście do kina albo wizytę u kosmetyczki. Bo lepsze to niż stanie przy garach, jedzenie w towarzystwie kota a potem zmywanie. A ta cała gromadka znajomych i cioć “dobra rada” zwyczajnie zazdrości Ci wyzwolenia (od kuchni też) i obowiązku planowania kolejnych posiłków i spożywczych zakupów . Nie daj im się – rób to na co masz ochotę a inni niech się zajmą swoim bardziej lub mniej ciekawym życiem pod dyktando oczekiwań całego otoczenia. . Powinnaś… Masz nawet bardziej przerąbane jak do tego wszystkiego jesteś jeszcze blogerką kulinarną. Oooo Kobieto! Teraz nie uwolnisz się już od etykiety “ta to kocha siedzenie w kuchni – ta to ci dopiero dobrze ugotuje”. Dlatego bawi mnie niezmiernie reakcja ludzi, którym wyjaśniam, że gotowania nie znoszę a w kuchni jestem w stanie wytrzymać max 15 minut. Przecież powinnam gotować non-stop, testować nowe przepisy, zapraszać gości na degustacje, stać przy garach podczas każdej domówki i jeszcze latać na nudne warsztaty kulinarne. No cóż – zamiast tego podczas rodzinnych wizyt zamawiam tajskie albo zabiera wszystkich do pobliskiej restauracji – bo wolę rozmowę przy stole od stania w kuchni. Na warsztaty nie chodzę bo czegoś tak nudnego nie jestem w stanie ścierpieć. A na bloga wrzuca przepisy na dania wegańskie i wegetariańskie, które przygotujecie w 15 minut. Bo chcę Wam tu pokazać, że można zdrowo zjeść gotując szybko a zaoszczędzony czas przeznaczyć na przyjemności np czytanie kryminałów Remigiusza Mroza i Katarzyny Puzyńskiej czy mrocznych skandynawskich thrillerów Jo Nesbo – co ostatnimi czasy praktykuję. . To kobiety kobietom zgotowały taki los Oczywiście istnieją kobiety, którym długie siedzenie w kuchni sprawia niebywałą przyjemność – bo tam się spełniają i tam czują się ważne. Może tylko tam. Takim kobietom składam pokłon z uszanowaniem. Ale jednocześnie nie mogę znieść tej całej krytyki i oceniania kobiet, które odważyły się wyjść poza stereotyp matki, żony, kochanki pichcącej kolejne posiłki dla otoczenia. Zbuntowały się i uciekły poza społecznie przyjęte ramy”jesteś kobietą więc musisz!” Kobiety – przestańcie kreować się na uciemiężone życiem Matki Polki. To, że wybrałyście takie życie nie znaczy, że musicie je narzucać wszystkim dookoła, a co gorsza – obarczać nim kolejne pokolenia. Przestańcie wychowywać swoje córki na kury domowe a synów na panów świata, którym się wszystko należy i wokół których trzeba biegać jak w reklamie MEN. Wasze dzieci właśnie z Was biorą przykład – Was codziennie obserwują. I z tym bagażem wchodzą w dorosłe życie. A potem powielają wzorzec kobiet stojących przy garach i żyjących pod dyktando oczekiwań całego społeczeństwa z olbrzymim ograniczeniem w głowie – bo tak trzeba, tak powinno się żyć. Zmieńcie schemat – dajcie swoim dzieciom inny przykład a Waszym córkom będzie w dorosłym życiu lżej . . Tytułowe zdjęcie zostało zakupione w serwisie . .
Ty to zawsze przy mnie jesteś W złych i dobrych chwilach Nie opuszczasz mnie, nie zdradzasz, nie wymawiasz, nie powtarzasz Ty pozwalasz mi być tym którym nie chce być Ty potrafisz ukryć to co przeraża mnie Ty utulasz troski me w mojej słabej głowie Nie potrafię oprzeć się takiej królowej Twa potęga mnie przeraża, Poddać jej sie
Dama Pewna elegancka lama (wystrojona już od rana), wyśmiewała się z wielbłąda: – Panie! Jakżeż pan wygląda?! Nie dość, że jest pan garbaty! Nie dość, że jest pan kosmaty! Ma pan futro cerowane, od lat wielu niezmieniane. Starą odzież, gdy ma łaty, trzeba oddać już na szmaty! Do kuśnierza idź szybciutko, zamów sobie nowe futro. Osioł ryknął: – Uha! Uha! Niech pan pani lamy słucha! No bo przecież pani lama, to największa w ZOO dama. Wielbłąd na to: – Przyznam szczerze, do strojnisiów nie należę i pieniędzy mam zbyt mało, by wciąż zmieniać odzież całą. Cóż, że stare me okrycie, skoro służy znakomicie? Gdy tak ośle lamie wierzysz, może ubiór swój odświeżysz. A w ogóle: – Czy ta lama, to na pewno taka dama? Jeśli śmieje się z biednego, trochę gorzej ubranego? tylko ta, ta jedyna. Nie wiem jak to było, kiedy to się stało, Że tak moje serce, Ciebie pokochało. Co mam teraz zrobić, bo dziwnie się czuję? Jedno wiem na pewno, że Cię potrzebuję. Bo ta piękna dziewczyna mi w głowie zawróciła. Moje życie odmieniła, tylko ta, ta jedyna. Kolor Twoich oczu, piękne długie włosy.

W centrum handlowym - zakupy to Twój żywioł W łóżku z przystojnym nieznajomym Oglądasz ulubioną telenowelę, oczywiście w dresie W galerii sztuki, kochasz wszystko co piękne Odpowiedź nie została wybrana

mapG5TT.
  • xew0o98mn5.pages.dev/122
  • xew0o98mn5.pages.dev/200
  • xew0o98mn5.pages.dev/107
  • xew0o98mn5.pages.dev/136
  • xew0o98mn5.pages.dev/331
  • xew0o98mn5.pages.dev/340
  • xew0o98mn5.pages.dev/214
  • xew0o98mn5.pages.dev/158
  • xew0o98mn5.pages.dev/56
  • jestes dla mnie wielka dama ta jedyna ta wybrana